WARSZAWA

 

Powoli normalizują się różne konflikty rodzinne. Dzięki dobrym zarobkom kupuję nieruchomości w Warszawie, Milanówku i nad Bałtykiem. „Amor sceleratus habendii” − zbrodnicza miłość posiada-nia!

* * *

W 1999 roku Grzesiek świetnie zdaje maturę. W lipcu – egzaminy wstępne na Politechnikę War-szawską. Grzesiek wybiera Wydział Mechaniczny ze specjalnością „Organizacja i zarządzanie”. Na 200 możliwych punktów zbiera 120 punktów, co plasuje Go w czołówce przyjętych na studia.

Po zdaniu egzaminów pozostaje jeszcze w Warszawie, żeby spotkać się z dawną narzeczoną me-go brata przyrodniego Alika – Hanką, z domu Nizińską. Mieszka ona od 20 lat w USA. Przywiozła trochę pamiątek po Aliku. Jest zachwycona Grześkiem, Jego wiedzą, umiejętnością rozmawianie ze starszą osoba, dżentelmenerią.

Po emocjach maturalnych i zdaniu egzaminów wstępnych na politechnikę odpoczywamy trochę w Jaskółkowie, a potem Grzesiek spędza sierpień w Wiedniu na kursie języka niemieckiego. 

Na początku września jadę autem do Wiednia i stąd razem wyruszamy odwiedzić, firmy, których jestem polskim przedstawicielem. Grzesiek zasiada za kierownicą dużego auta Volvo 90.

Żeby Gregory poczuł smak pracy przedstawicielskiej, podczas każdej wizyty rozmawiam krótko z właścicielem lub szefem firmy, potem zwiedzamy fabrykę i po lunchu zwiedzamy okolicę. Taka praca bardzo Mu się podoba. Mówi mi, że nie spodziewał się takich plusów mojej pracy – można mi pozazdrościć. Te wizyty były oczywiście specjalnie przygotowane, a partnerzy uprzedzeni, o co chodzi Najpierw wizytujemy mego cibowskiego szefa w Wiedniu, potem firmy szwajcar-skie, kończymy spotkaniami w mojej rodzimej CIBIE, gdzie mój były szef p. Sandmeier namawia Gregorego na przyjścia do pracy w Milarze. Wcześniej do tego samego namawiał Grześka w Wied-niu mój aktualny szef p. Vitus Berger. Dr Berger jest nie tylko świetnym szefem, ale i przyjacielem serdecznie dbającym o swoich pracowników. Ma szczególnie ciepłe miejsce w moim sercu.

Ze Szwajcarii jedziemy do Niemiec, gdzie również odwiedzamy moich partnerów.

Wszędzie Gregory robi dobre wrażenie I kolejni szefowie firm zapraszają Go na przyszłe praktyki studenckie.

Po powrocie do Polski kupujemy Grześkowi dwupokojowe mieszkanie przy ul. Włodarzewskiej 67/20. Rozpoczyna samodzielne życie studenckie. Mieszkanie z dala od rodziców przyciąga kolegów, czas upływa na imprezach, często mocno zakrapianych. Oczywiście wyniki w nauce są kiepskie. Mój kolega Wojtek Ostaszewski – asystent na wydziale Grześka sygnalizuje mi trudności. Wspólnie udało się nam przemówić Gregoremu do rozsądku. Głównym argumentem było zwrócenie uwagi na wpływ alkoholu na wyniki sportowe. Wrócił do solidnego treningu. Postanowił restytuować działalność AZS-u na Politechnice Warszawskiej. Zgromadziła się wokół Niego spora grupa entuzjastów narciarstwa i kolarstwa. Narciarze odnoszą znaczące sukcesy w różnych zawodach. Organizowane są wyjazdy do Austrii na lodowce – do Hintertux i do Kaprun. Dajemy Grześkowi lepsze auto – Volvo 850 kombi. Wozi nim kolegów i sprzęt.

Mieszkanie na Włodarzewskiej przypominało zły czas. Sprzedajemy je i kupujemy mieszkanie na Starej Ochocie przy ul. Mianowskiego 20 m 20 A. Blisko stąd do domu przy Filtrowej 81, gdzie mieszkałem w czasie okupacji i gdzie mieszka moja pierwsza żona i najstarsza córka – Małgorzata. Obok przy Filtrowej 83 mieszka druga moja córka − Marta.

Na Boże Narodzenie, przerwę semestralną i na Wielkanoc jeździmy tradycyjnie do Zakopanego.

Mańka przechodzi ciężką operację. Trudno jej jest się pogodzić ze szpecącymi bliznami. To bardzo ciężki czas dla całej naszej rodziny. Grzesiek jest bardzo dla swojej mamy troskliwy, są sobie tacy bliscy.

Pierwszy rok studiów kończy Grzesiek bardzo pomyślnie. Dzięki naszym koneksjom załatwiam Mu praktykę w firmie Bayer w Leverkusen k/Kolonii. Kilka tygodni intensywnej pracy daje Mu w kość. Na praktyce towarzyszy Mu aktualna dziewczyna, Kasia. Po zaliczeniu praktyki jadą oboje do Wenecji. Jest mocno zaangażowany, ale Jego partnerka chyba znacznie mniej. Rozstają się.

Po wakacjach do mieszkania Grześka przy Mianowskiego wprowadza się Ola. Dostała się na Uniwersytet Warszawski na Wydział Organizacji i Zarządzania. Ładna jej koleżanka ze studiów – Agnieszka, wpada Mu w oko. Zbliżają się do siebie.

Drugi rok studiów jest dla Gregorego ciekawszy. Pełen jest pomysłów. Szuka swego miejsca w branży. Podejmuje próby nawiązania kontaktu ze stowarzyszeniami branżowymi i czasopismami technicznymi. A poniżej zdjęcie z Wigilii 2000 w naszym milanowskim domku. Do głowy nam nawet nie przy-chodzi myśl, że to jest nasza ostatnia wspólna Wigilia. Wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi. A my, rodzice jakże dumni jesteśmy z naszych dzieci.

Po Wigilii młodzież jedzie do Zakopanego, do „Basieńki”. W pobliżu jest ładny, góralski, drew-niany dom „Montana” Po powrocie Grzesiek mówi mi, że chciałby mieć właśnie taki domek w Za-kopanem. Zaczniemy poszukiwania. Marzenie zrealizujemy w kilka lat później. 

W lutym 2001 roku jedziemy do Kaprun. Dzieci jadą autem z Grześkiem, my lecimy do Salzburga, skąd Grzesiek odbiera nas z lotniska. Jacy dumni jesteśmy z Jego samodzielności, otrzaskania zagranicznego. Jest też świetnym kierowcą.

To tu w Kaprun mam okazję widzieć na własne oczy, jak sprawnym narciarzem jest Gregory, np. gdy z wiertarką i pękiem tyczek slalomowych zjeżdża ze szczytu Kitzsteinhorn − najwyższej góry w tym rejonie (3200 m).

Kończy się drugi rok studiów Grześka, pierwszy Olenki, Ewa zdaje do klasy maturalnej. Przyjeżdża do nas znów Hanka z USA.

* * *

I nagle wszystko się kończy – Maria ginie w wypadku samochodowym w dniu 12 lipca 2001 roku. Tę wiadomość muszę przekazać dzieciom. Nie chcę wracać myślami do tych chwil. Coś niepowtarzalnego uleciało z mego życia. Po śmierci Marii uciekamy z Milanówka, jedziemy z wizytą do seniora naszego rodu - Tadeusza Petrowicza. 

Gregory nigdy już nie będzie taki, jak dawniej. Stracił radość życia. Niesłychanie gwałtownie dojrzał. Podobną zmianę widziałem u mego brata, gdy wrócił z Powstania. Gregory spoważniał. Powiedział mi, że teraz czuje się całkowicie odpowiedzialny za siostry, żebym się nie martwił – on mnie zastąpi we wszystkim. Szybko skończy studia i wesprze mnie w pracy. Postanawiamy powołać rodzinną kapitułę dla upamiętnienia Marii i wspólnego podejmowania ważnych decyzji.

A trzeba było stawić czoło nowemu wyzwaniu. Maria była właścicielką Milaru. Nie pomyśleliśmy o konieczności przerejestrowania firmy na nas – firma została wyrejestrowana, a klienci nie zapłacili za dostarczone im towary. Musieliśmy spłacić 1 milion szylingów długu do Ciby za pobrane towary. Dr Vitus Berger roztoczył wtedy nad nami opiekę. Wsparł mnie finansowo i rozłożył moje zadłużenie w firmie na wiele rat. Gregoremu podarował dwie pary najnowszych nart.

W kilka lat później uczestniczył w pogrzebie Grześka, starając znaleźć dla mnie stosowne słowa wsparcia, podobnie jak Tomek Jaworski i Peter Schwarz.

Vitus, będąc już śmiertelnie chory, przyjechał na kolejne posiedzenie sądu w sprawie spadkowej, zeznał, że na miesiąc przed swoją śmiercią Grzesiek zapoznał go z zapisem testamentowym. Zeznał też, że cały majątek Axentowiczów powstał z mojej pracy pod jego kierunkiem. Szlachetny, niezapomniany Vitus.

Poniższy fragment tekstu podaję też w wersji niemieckojęzycznej, może przeczyta to któreś z dzieci Vitusa:

Nach dem Tod von Manka, hat mich dr Vitus Berger beschuetzt, kuemmerte sich um mich und hat die Rueckazhlung meiner Schulden verschoben. Gregorys gab er zwei Parr der neuesten Skir.

Einige Jahre spaeter nahm er an der Berdigung von Gregory teil und versuchte, wie Tomek Jaworski oder Peter Schwarz die Worte des Trostes zu finden.

Vitus, wenn er schon unheilbar krank war, ist nach Polen gereist, kam auf die Sitzung des Gerichtsverhandlung über das Vererbung nach Gregory und bestaetigte dass Gregory ihm das Testament über die Erbschaft zeigte. Es sagte auch, dass alles was Familie Axentowicz hat, das Ergebnis meiner Arbeit unter seiner Fuehrung ist. Eder, unvergaesslicher Vitus.

Pod tą samą nazwą poprowadziłem dalej firmę jako współwłasność dzieci (po 16%) i moją (52%). Kłopoty w pracy pochłaniały mnie całkowicie. Gregory przejął opiekę nad siostrami. Chodził na wywiadówki do szkoły Ewci. Pomagał Oleńce. Wtedy wielką pomocą była dla nas koleżanka Oli, studencka miłość Grześka − Agnieszka. Dom prowadziła Ewcia wspólnie z p. Aliną Zdanukiewicz. Przed rozpoczęciem roku akademickiego Gregory jedzie z Agnieszką do Jaskółkowa. Przed domkiem upamiętnia Mamę wielkim kamieniem z granitu. Wysyła mi taki fax: Po wakacjach Grzesiek i Ola wracają na uczelnie, Ewa jest w klasie maturalnej. Żyjemy.

Niewiele pamiętam z tego okresu naszego życia. Grzesiek radzi sobie dobrze ze wszystkimi obowiązkami. Rozstaje się z Agnieszką. Nauka, sport, siostry. W zimie całą czwórką jedziemy do Kaprun. Świętujemy studniówkę Ewci, a później dobrze zdany egzamin dojrzałości. Wkrótce po maturze świetnie zdała egzamin wstępny na Wydział Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Opiekę nad nią roztoczyła pani dziekan – Agnieszka Mostowska.

W lecie Gregory ma praktykę w niemieckiej firmie Hedrich, której jestem przedstawicielem. Gdy przyjeżdżam po Grześka, pytam właściciela firmy o to, jak spisywał się praktykant. Odpowiada: − Gdybym miał takiego przedstawiciela w Polsce, byłbym spokojny o moje interesy. Lepszego komplementu nie mogłem usłyszeć. Z Niemiec jedziemy do Szwajcarii, do mego byłego szefa Albiego Sandmeiera, który przeniósł się nad Jezioro Genewskie do domu wśród winnic Laveaux. Po drodze Grzesiek gra w golfa.

Zwiedzamy Vevey i Montreux, Niby przypadkiem na bulwarze wzdłuż jeziora Grzegorz spotyka się z Agnieszką, która rok wcześniej tak bardzo ułatwiła Mu znieść śmierć ukochanej mamy; bardzo była wtedy nam pomocna. Teraz miało to być przypadkowe spotkanie, w co ani pp. Sandmeier, ani ja nie uwierzyliśmy. Ale ten związek już się rozleciał, pozostała przyjaźń.

Wakacje skończone, cała trójka studiuje. Kupuję im kolejne mieszkanie na Starej Ochocie, w domu mego dzieciństwa, przy Filtrowej 81.

Jest to trzypokojowe mieszkanie, więc mają wygodniej niż w dwupokojowym mieszkaniu na Mianowskiego. Obok mieszkają przyrodnie siostry. Siostrzenicę – Zosię i siostrzeńca – Zachara Gregory wprowadzał w świat sztuki, chodząc z nimi do Muzeum Narodowego, Zachęty i Muzeum Wojska Polskiego. Gdy zamieszkał na Filtrowej, w domu, gdzie mieszkała moja pierwsza żona, po-trafił znaleźć właściwy stosunek do niej. I o dziwo ona też polubiła Grześka. Dotarła do mnie in-formacja, że oceniła Grzegorza jako człowieka z dużo szlachetniejszego kruszcu niż Jego tata, o wiele bardziej przystojny – jednym zdaniem lepsze jego wydanie.

Mieszkając w Warszawie, Gregory zbliżył się do cioci Steni, bywał w jej mieszkaniu przy al. Przyjaciół. Stenia Woytowicz informowała mnie o tych kontaktach, gratulując mi udanego, przy-stojnego Synka – przypominającego jej mego śp. Tatę. Opowiadała Grześkowi jak bardzo rozcza-rowała się Wałęsą. Ten prosty człowiek powiedział komunie – nie. A to, co później się ujawniło i jego wspieranie „lewej nogi”, było jej największym życiowym rozczarowaniem. Mówiła Grześkowi o tym, jak „gruba kreska” zatrzymała nas w drodze do niepodległości. Polska znalazła się pod dyk-tatem ugrupowania uzurpującego sobie prawa do elity, nieomylnych intelektualistów kreujących się na jedyny ośrodek władzy. Co to za elita, co sama siebie kreuje, zamiast być ocenianą, z tego jakie dobro dla Polski wynika z ich działań. Opowiadała też, jak nieomal na klęczkach błagała panów Olszewskiego i Kaczyńskiego, żeby się pogodzili, bo tylko zjednoczona prawica ma szanse wybor-cze.

Koleiną Wigilię spędzamy w Milanówku. Największy pierożek z barszczu trafił do Oli. Zgodnie z tradycją będzie nam królowała przez nadchodzący rok.

Zostałem sam w Milanówku. To jest zabójcze. Praca i tenis nie wystarczają. Dzięki innemu memu hobby – ołowianym żołnierzykom poznałem Agnieszkę Klepacką. W dwa lata później Gregory proponuje Agnieszce sprzedaż jej domku i przeniesienie się do Milanówka. Agnieszka sprzedaje dom w Wesołej i kupuje mieszkanie na Starej Ochocie, Mochnackiego 9 m 5. Wkrótce Agnieszka zamieszka ze mną w Milanówku przy Grodeckiego 20, a na Mochnackiego zamieszka Ola. Dzieci mają dzięki temu dużą swobodę. Cała trójka była dobrze przygotowana do samodzielności, pokoń-czyli studia, zakotwiczyli się w Warszawie. Życie jakby wróciło do normy. Ola kontynuowała studia w Hiszpanii, w Vigo. Czas studiów to okres też wielu wątków miłosnych. Za pośrednictwem Ewci Gregory poznaje jej koleżankę ze studiów − Marysię.

Tam, na Filtrowej, zakwitła wielka miłość Gregorego do Marysi. Jak to już robił z innymi dziewczynami, pojechał z nią do pana Andrzeja Sochora, mego najserdeczniejszego przyjaciela. Rozegrała się tam pamiętna scena: Marysia na kolanach przysięgała, że urodzi Grześkowi całą masę dzieci. Zrozumiałem wtedy, że Gregory jest spragniony stabilizacji, stworzenia rodzinnego domu, znalezienia partnerki życiowej, która byłaby podobna do Jego mamy. Poszukiwał łagodnej dziew-czyny, delikatnej, wrażliwej, którą mógłby sobie całkowicie podporządkować. Poszukiwał takiego związku, jak w dawnych czasach – tradycyjnego patriarchatu. W nowych czasach to było chyba niewykonalne.

Ten związek z Marysią zapowiada się na poważną sprawę. Wspólnie jedziemy na Wielkanoc do „Basieńki” na Olczy. Grzesiek łapie ciężką grypę. Mimo, że on gorączkuje, Marysia idzie ze mną w góry. Wyobrażałem sobie, że powinna siedzieć przy chorym Grześku. Chyba od tego momentu stra-ciłem do niej serce. Wtedy też pierwszy raz zacząłem myśleć, że Gregory ma zbyt dużo obowiąz-ków, a nie jest przecież z żelaza. Zbyt dużo spraw spadło na Niego. A ja dorzucam Mu stale coś nowego. Egoistycznie chcę pozbyć się różnych obowiązków, którymi czuję się przytłoczony.

Grzesiek dużo jeździł po Europie, odwiedzał Olę, jeździł w Alpy i na zagraniczne praktyki stu-denckie − zawsze pisał do mnie i swoich sióstr.

Gregory dostaje stypendium Erasmusa i wyjeżdża do Grazu w Austrii. Naprzemiennie albo On przyjeżdża do Polski, albo któreś z nas jedzie do Niego. W obie strony jeździmy na ogół autami – wszyscy mamy Volvo ze względu na bezpieczeństwo. Nasza kwatera, gdzie albo się wszyscy spo-tykamy, albo tylko nocujemy, to Poysdorf u p. Wiessmanna. Często zaopatrujemy się tam w lekkie, białe wina. Tam spotykamy się też z okazji rocznicy śmierci Marii. Źle to znosimy. Wspomnienia wywołują stres, jednak trzeba godzić się z rzeczywistością, przeżyć trzeba tę śmierć do końca. Mu-simy żyć w jej cieniu, w cieniu tej śmierci, a jednocześnie każdy normalny dzień ma swoje prawa. Samo życie jest taką wartością, jest tak piękne, że trzeba umieć się nim cieszyć. Najbardziej obolały Gregory stara się, jak może, ułatwić nam pogodzenie się z sytuacją. Czuje się za nas odpowiedzial-ny. Wchodzi w rolę głowy domu.

W Grazu zapisuje się do miejscowego, narciarskiego klubu akademickiego. Dzięki uzyskaniu dobrych wyników w zawodach ma możliwość trenowania z akademicką kadrą narodową Austrii.

W Grazu też pisze pracę dyplomową dotyczącą firmy CTP, w wyniku czego właściciel firmy chce Go zatrudnić jako przedstawiciela na Polskę. Ale to nie nasza branża.

Kolejną praktykę, już podyplomową, odbywa też w Austrii, w firmie WOMA, wprawdzie nie z naszej branży, ale chodzi bardziej o zasady kierowania firmą niż poznawania tworzyw sztucznych. Te pozna doskonale na stałych szkoleniach robionych dla nas przez naszą rodzimą CIBĘ.

Podczas przyjazdów do Polski Gregory nie zapomina o regularnym odwiedzaniu rodziców Jego mamy. Na fotografii poniżej: Ola, Grzesiek, Ewa i dziadek Kazik

Czas studiów Grześka, to nasze mocne zbliżenie, choć nie mieszkamy już razem. Odpadły drobne utarczki spowodowane moim wtrącaniem się w drobne sprawy codzienne. Ingerowanie w głupstwa spowodowało, że później, w ważnych sprawach nie byłem słuchany. Zbyt późno zobaczyłem ten mój zasadniczy błąd. On był ulepiony z dobrej gliny. Wystarczyłoby, gdybym skupił się na dwóch podstawowych obowiązkach ojca: odkrywaniu wrodzonych zdolności dzieci i ich rozwijaniu oraz na doprowadzaniu ich do Pana Boga. Ale w przypadku Gregorego te moje zaniedbania On sam nadrobił.

W 2004 roku Ewcia urządza w Milanówku moje siedemdziesiąte urodziny.

Oprócz rodziny są przyjaciele z Polski i z zagranicy. Był koncert piosenek Edith Piaf wykonany przez pp Ziemnickich, był turniej tenisowy wygrany przez Gregorego. Było dużo ludzi i dobre je-dzenie, tort z siedemdziesięcioma świeczkami. Grzesiek ma wszechstronne zainteresowania. Do siebie, na Filtrową zaprasza regularnie kolegów na brydża.

Chodzi na wszystkie ciekawe premierowe filmy amerykańskie, polskie i francuskie. Bardzo po-dobał mu się film Michała Kwiecińskiego Jutro pójdziemy do kina i Cwał – Zanussiego. Lubił stare amerykańskie filmy kowbojskie: Johna Forda, Howarda Hawksa, Wiliama Wylera i Anthony Manna. Z przyjemnością oglądał w „starym kinie” przedwojenne, polskie komedie z Dymszą, Bodo i Żabczyńskim. Poznał stare kino francuskie i angielskie. Wracaliśmy w rozmowach do dawniej obej-rzanych filmów: Titanica, oglądanego kiedyś wspólnie z Mańką w kinie Ochota, Hrabiego Monte Christo − tej najlepszej wersji z Depardieu.

Chodzimy wspólnie do filharmonii i od czasu do czasu do opery. Częściej do teatru, zwłaszcza na klasykę. Teatr powinien wzruszać i przez wzruszenie – uczyć. Z trwogą patrzyliśmy, w którą stronę zmierza tzw. teatr nowoczesny, nadinterpretując klasykę, nowymi tekstami miernot podszy-wajacy się pod najwspanialszych klasyków. Podobał nam się lekki repertuar Teatru „Kwadrat”, z świetnymi aktorami komediowymi – Dziewońskim, Wawrzeckim, Zborowskim.

Gregory, mimo że mieszka w Warszawie, czuje się obywatelem Milanówka. Tam jest Jego gniazdo, tam są Jego korzenie. Pisze ciekawy artykuł o strategii rozwoju Milanówka.

Obie córki, Ola i Ewa, zgodnie z tradycją polskich Ormian − tak, jak ich starsze przyrodnie sio-stry − są dobrze wykształcone, znają po kilka języków obcych, są tak, jak ich brat – instruktorami narciarstwa po zrobieniu kursów świetnie prowadzonych przez p. Pawlika w Murowańcu na Hali Gąsienicowej.

Oleńka kończy studia na Uniwersytecie Warszawskim i na Akademii Wychowania Fizycznego. W 2004 roku Gregory wraca z Austrii z dyplomem Technische Hochschule Graz i robi dodatkowy dyplom na swoim wydziale.

W lecie 2005 roku moje dzieciaki pod wodzą Gregorego z grupą przyjaciół jadą do Jaskółkowa:

Mimo ukończenia studiów Gregory działa dalej aktywnie w AZS. Organizuje wyjazdy na lodowiec, bierze udział w zawodach i i współdziała przy wydawaniu biuletynu:

Karierę zawodową zaczyna w firmie energetycznej To jest ta dziedzina gospodarki, do której sprze-dajemy najwięcej materiałów i maszyn. Po kilku miesiącach pracy przenosi się do mnie, do Milaru. Ja już jestem mocno zmęczony i wyeksploatowany, a chcę jeszcze wprowadzić Go we wszystkie tajniki naszej pracy. Okazuje się dobrym menadżerem i już w 2006 roku decyduję się przekazać Mu kierownictwo firmy.

Będąc tak bardzo związany ze swoją mamą przejął od niej spojrzenie na świat i ludzi. Wiedział, że trzeba pomagać innym. Widział sens dawania. To dawanie będzie tym, co będzie później „do odda-nia”. Nie oszczędzał się. Wierzył w dobre relacje międzyludzkie, wzajemne przebaczanie swoich błędów, nieporozumień. Byłem bardzo dumny z takiego syna.

Gdy Gregory zaprosił Agnieszką Klepacką do Milanówka, przenieśliśmy się z nią do domku (Grodeckiego 20), sąsiadującego z naszym domem rodzinnym (Grodeckiego 22). Tam gościmy wę-drujący po naszej parafii obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Robię pamiątkowe zdjęcie. Od le-wej: Gregory, Agnieszka, Oleńka, Ewcia. Wszyscy uśmiechnięci, jakoś pogodzeni z tym, co przecież tak niedawno zaciążyło na naszym życiu. Oboje z Agnieszką gorąco modliliśmy się przed tym obrazem w intencji moich dzieci. Pierwszy raz widziały mnie wtedy na kolanach. Za późno?! W tym czasie obserwuję rozpad związku Gregorego z Marysią. Marysia nie sprostała oczekiwaniom Grześka. W dodatku dostaje stypendium zagraniczne, a Grzesiek potrzebuje dziewczyny – żony, z którą stworzy dom rodzinny, tu na miejscu, w Polsce. Perspektywa dojeżdżania przez kilka lat za-granicę jest nie do zaakceptowania, a ona nie chce wymienić stypendium zagranicznego na stypen-dium w Polsce

Gregory na krótko wiąże się z kilkoma dziewczynami – Olą, Asią, Funią. Niektóre z nich sku-tecznie Mu obrzydzamy. Jaki robimy błąd! Później nie będzie brał naszych uwag pod uwagę – wte-dy, gdy naprawdę to będzie ważne. Mieszka sam na Filtrowej, a obok wszystkie siostry. Nic dziw-nego, że wkrótce zaczynają z Nim mieszkać kolejne miłości. Każda z tych dziewczyn coś wnosiła do Jego domu. Były lepsze i gorsze gospodynie. Nasz gust się rozmijał i co do ich zachowania i co do urody. Gdy mówiłem, że któraś dziewczyna jest ładna, często odpowiadał: – wzrok Ci się psuje, załóż okulary.

W tej dziedzinie rozminęliśmy się zupełnie. Gregory myślał, że jak dziewczyna jest szczupła i wiotka, to łatwo będzie jadła Mu z ręki. Jakże się mylił. No i mimo woli szukał dziewczyny podob-nej do swojej mamy. Gdy poznał K., wydawało Mu się, że to jest właściwa wybranka. Ja miałem inne zdanie, ale ze względu na różnice w naszych poglądach na te sprawy nie miałem już szansy na wyperswadowanie Mu tego związku. Tak, jak wszystkie poprzednie dziewczyny i K. zawiózł kiedyś później do Łodzi, do Andrzeja Sochora i Magdy Kapuścińskiej – mojej wieloletniej przyjaciółki, która akurat przyjechała z USA do Łodzi

Obojgu nie przypadła do gustu

Wiedząc o tym, jak bardzo Gregory pragnie stabilizacji, przepisuję na Niego dom przy Grodec-kiego 22, z zastrzeżeniem, że na piętrze zachowany będzie pokój dla Ewci i Oleńki, bo dom pozo-staje naszym domem rodzinnym.

Dzięki temu, że firma dobrze funkcjonuje, możemy sobie pozwolić na wiele nowych wydatków, np. na kapitalny remont naszego domu, kupujemy też w Grodzisku Mazowieckim dwie działki bu-dowlane na terenach przemysłowych. Powstaną tam bardzo szybko budynki firmowe. Opróżnimy więc domy w Milanówku z działalności gospodarczej. Na budowę nie bierzemy kredytu – wykorzy-stujemy na inwestycję nasze niewypłacone dotychczas dywidendy.