DORASTANIE

     Nasz dobry, słoneczny czas aktywnie upływa w Milanówku. Dzieci chodzą do dobrej szkoły zorganizowanej przez ich mamę. Cała trójka rozwija się wspaniale. Grzesiek rośnie na naturalnego przywódcę. Wyniki w nauce są świetne. Poznają obce języki, kulturę i sztukę, intensywnie uprawiany jest sport.

Transformacja ustrojowa zachęca do nowych inicjatyw i pomysłów.

Pierwsze biuro Milaru - Milanówek ul. Wojska Polskiego 66

 

     W roku 1991 z inicjatywy P. Sandmeiera, przy wsparciu Tomka Jaworskiego, powołujemy do życia firmę Milar zajmujaca się dystrybucją szwajcarskich i niemieckich tworzyw sztucznych oraz urządzeń do ich przetwórstwa. Zaczynamy pracować w małym drewnianym domku postawionym obok naszego domu w Milanówku. Z czasem budujemy obok magazyn i biurowiec. W połowie lat 90-tych dotychczasowego naszego szefa - Sandmaiera zastępuje dr Vitus Berger.

Maria przechodzi ciężką operacje, natychmiast po niej, z troski o dzieci i dom wypisuje się na własną prośbę ze szpitala. Życie potoczyło się dalej, ale już wszystko jest inaczej.

Grzesiek dorastając poszerza zakres swoich zainteresowań.Coraz więcej nas łączy.Powstanie Warszawskie,Bitwa o Anglię,epoka napoleońska - interesują nas obu.Chodzimy też wspólnie na aukcje malarstwa szukając ciekawych obrazów o tematyce tatrzańskiej.Coraz więcej jest też wyjazdów zagranicznych - turystycznych i sportowych.Tenis,narty,windsurfing.I Grzegorz i obie dziewczynki intensywnie uprawiają sport - głównie narciarstwo i tenis.

W październiku 1994 roku hucznie obchodzimy moje sześćdziesiąte urodziny. Przy pięknej pogodzie odbywa się turniej tenisowy, a popołudniu w naszym ogrodzie fachowiec piecze prosiaka (a może jagnię – nie pamiętam) i sprawnie dzieli go pomiędzy gości:

W owym 1994 roku Grzesiek zaczyna uprawiać sport na poważnie. Startuje w wielu zawodach szkolnych. Wygrywa turnieje ping-ponga, dobre wyniki osiąga w pływaniu. Zaczyna regularny tre-ning lekkoatletyczny. Od trenera Karlickiego dostaje pierwsze kolce. Biega 60- i 100-metrówki. Ale jest zbyt wielostronny, aby zadowolić się tylko treningiem sprinterskim. Zapisujemy Go do WKN (Warszawski Klub Narciarski). Treningi są w Warszawie, pod skocznią na Mokotowie. Początkowo dowożę Go tam autem. Grzesiek chce pokazać swoją samodzielność. Z drżeniem serca – zgadzam się. Jedzie pociągiem na dworzec Śródmieście. Wraca o czasie. Ale po latach opowiedział mi, że wsiadł do właściwego tramwaju tyle, że jadącego w przeciwnym kierunku. Wylądował na pętli, na Bielanach. Pojechał z powrotem pod skocznię, gdy trening już się kończył.

W zimie kilkukrotnie dzieci jadą na obozy treningowe TN-u organizowane w Basieńce, Mango lub Kurancie. My mieszkamy wtedy na Mraźnicy. Chodzimy stamtąd do „Basieńki” Drogą pod Regla-mi. Uczestnicy obozów sportowych niechętnie widzą rodziców na swoim obozie. Grzesiek nigdy nas się nie wstydził, zawsze był dla nas serdeczny. Pokazywał nam koleżanki, które Mu się podoba-ją. Koledzy przezwali Go „odkurzacz” – z tytułu Jego wielkiego apetytu, jadł za trzech. Rósł, męż-niał. Nauczył się ostrzyć i smarować narty. W domowej piwnicy zrobił sobie cały warsztat narciarski. Był tam też magazyn nart, kijków, butów. To samo dotyczyło też zbioru naszych rakiet tenisowych – od najstarszych moich „maxplayów”, przez polskie drewniane, plastykowe i metalowe Polsporty, do najnowszych Headów, Prince, Wilsonów itd.

Przenosiny z podstawówki do szkoły średniej odbyły się całkowicie bezboleśnie. Ten okres dojrze-wania i buntu odbył się bezkonfliktowo. Grzesiek wyżywał się w sporcie, nauka przychodziła Mu łatwo. Był pełen życia, lubił „porozrabiać”. Np., nie mając jeszcze prawa jazdy, rozbił pożyczone od kolegi auto. Z Mamą po cichu załatwili niezbędne sprawy. Mnie przyznał się do tego dopiero po studiach. Powiedział: − Nie chcieliśmy ciebie martwić. Jak tylko można najwcześniej, zrobił prawo jazdy. Za namową Sochora dałem Mu Toyotę już w roku 1996. W tymże roku nasz chłopak powoli przekształca się w młodego mężczyznę: dzięki sportowi zmienia się radykalnie Jego sylwetka − szeroki w barach, wąski w biodrach − jest bardzo męska. Pokazują to poniższe zdjęcia z Milanówka.

Przełomowe były tu wielokrotne wyjazdy z TN-em. To już był sport na poważnie. Dyscyplina. Solidny trening, starty w zawodach. Gratuluję Mu sukcesów. Naturalną koleją rzeczy było z czasem uczestnictwo w kursach na pomocnika instruktora narciarskiego oraz instruktora.

W życiu Grześka zaczęły pojawiać się wątki miłosne. Kolejno wiązał się z różnymi dziewczynami poznanymi w szkole i w środowisku narciarskim lub za pośrednictwem swoich sióstr. Początkowo inicjatywa raczej należała do dziewczyn. Nieraz zapowiadało się na całkiem poważny związek. Już się zamartwiałem. Ale nagle Grzesiek tracił zainteresowanie delikwentką i pojawiała się wkrótce jakaś nowa tzw. miłość. Na ogół wszystkie te dziewczyny przewijały się przez nasz dom. Mogliśmy wiec delikatnie zwracać Mu uwagę na wady i zalety kolejnych dziewczyn. Wiemy dzięki temu, kto i kiedy wprowadził Go w tajniki seksu. Przystojny, wysportowany chłopak o otwartej głowie był dobrym kandydatem na partnera. Miał spore powodzenie.

Gregory – romantyczny, subtelny, opiekuńczy, delikatny – tak scharakteryzowała Go p. Bożena Pancer podczas pierwszej wizyty u nas: będzie miał powodzenie u dziewczyn, żeby Go tylko nie skrzywdziły – jest zbyt wrażliwy.

Mnie najbardziej podobały się Jego narciarskie koleżanki: Ania, Ewa. Była też Małgosia z Zako-panego i kilka innych z naszego najbliższego kręgu.

W tym czasie zaczęły się też regularne wyjazdy na lodowiec do Austrii. Odnosiłem wrażenie, że sport ciągle był dla Niego najważniejszy, choć to, z kim jechał, nie było bez znaczenia. Często jeź-dził z Nim Jaś Szczepiński – nawet wtedy, gdy przeniósł się na stałe do Londynu.

Nasz kontakt pozostawał bardzo bliski. Grzesiek nie bardzo lubił się zwierzać, ale chętnie chwalił się i sukcesami narciarskimi i innymi. Nie było żadnej dzielącej nas bariery. Coraz bardziej się usamodzielniał. Wyjeżdżał też do Anglii, by podciągnąć angielski.

 

Bazą narciarską jest "Basieńka" Pani Marysi Bryjak na Bystrym/Olczy w Zakopanym.

 Wigilia w Zakopanym

Powoli normalizują się różne konflikty rodzinne. Dzięki świetnym zarobkom kupuję nieruchomości w Warszawie, Milanówku i nad Bałtykiem. „Amor sceleratus habendi“ – Zbrodnicza miłość posiadania!

 

Dzieci osiągają medalowe sukcesy, Gregory zostaje instruktorem narciarstwa i tenisa.

 

 

 Tata namawia Grześka do pracy w Milarze

 Też w Szwajcarii p. Sandmeier namawia Gregorego do pracy w Milarze

Dwudziestolecie pontyfikatu Jana Pawła II uczciliśmy z Marią naszym, jakże opóźnionym ślubem. Ślub cywilny odbył się w Milanówku, a wesele w Pęcicach. Zjechało sporo gości spoza Milanówka, z zagranicy. Byli moi cibowscy szefowie, rodzina, przyjaciele. Grzesiek dwoił się i troił. Przywoził gości z lotniska, z dworców kolejowych, załatwiał im zakwaterowanie, zabawiał rozmowami po angielsku, niemiecku i francusku. Duma mnie rozpierała, bo chłopiec z klasy maturalnej zachowywał się jak prawdziwy gentelman – ujmująco, skromnie, bezpośrednio.

Wkrótce po ślubie skończyłem 65 lat. Powinienem przejść na emeryturę. Mój wspaniały cibowski szef dr Vitus Berger kazał mi złożyć papiery niezbędne do pobierania emerytury i jednocześnie za-łożyć własną firmę, do której zostanie przeniesiony mój dział Ciby. Tak powstała firma Swissresin – przedstawicielstwo Ciby na teren Polski. Mieliśmy więc w ręku i przedstawicielstwo (Swissresin) i dystrybucję (Milar). Nasza sytuacja finansowa uległa kolejnej poprawie.

Po tych wszystkich uroczystościach pojechaliśmy do Krakowa na wystawę monograficzną Teo-dora Axentowicza w Muzeum Narodowym w Krakowie. Byłem inicjatorem i sponsorem tej wysta-wy. Na wystawie znalazło się sześć obrazów Axentowicza z mojej kolekcji. Kuratorem wystawy była pani Stefa Krzysztofowicz-Kozakowska, pochodząca, jak i my z południowo-wschodnich kre-sów II Rzeczypospolitej, z okolic Kut nad Czeremoszem. Kto pamięta jeszcze te nazwy, te krainy: Transylwania, Besarabia, Pokucie, Stanisławów, Czerniowce? Tam mieszkali nasi przodkowie po ucieczce z Armenii przed najazdem mahometan.

To była kraina dzieciństwa i młodości mego Taty. Tam kształtował się jego styl życia. To był styl życia prawdziwej polskiej elity, tej ukształtowanej w II Rzeczypospolitej. Coś z tego stylu chyba udało mi się przekazać Gregoremu i Jego siostrom: taktowna inteligencja, dowcip bez wymądrzania się, bezinteresowna życzliwość, zdolność do autentycznego podziwu dla sukcesu znajomych, po-czucie humoru (też na własny temat), umiejętność słuchania, znajomość języków obcych, czyste paznokcie i wyczyszczone buty.

* * *

Po emocjach związanych ze ślubem i zakładaniem firmy przyszedł rok 1999 i egzamin maturalny Grześka. Zdał go świetnie i na początku lipca równie dobrze zdał egzamin wstępny na Politechnikę Warszawską, na Wydział Mechaniczny, ze specjalnością Organizacja i Zarządzanie. Jednocześnie pod kierunkiem p. Pawlika na kursach w Murowańcu uzyskał tytuł instruktora narciarskiego i regularnie startował w corocznych zawodach instruktorów kończących sezon na Kasprowym Wier-chu. Poniżej pamiątkowa odznaka:

To dziesięciolecie, ostatnia dekada PRL-u, to były cudowne, najlepsze lata mego życia i mam nadzieję, że to było też wspaniałe dzieciństwo dla Grześka i Jego sióstr.

Zostały tylko wspomnienia: grób Mańki, kamień pamięci Grześka na milanowskim cmentarzu i witraż w naszym kościele parafialnym ufundowany przez Grześka dla upamiętnienia Jego mamy.

 

Maria przechodzi kolejną ciężką operację, wspaniale rozwijające się dzieci są jej dumą i radością.

 

 

Na weselu Grzesiek z mamą, w głębi na pianinie gra Witek hr Ołpiński

 

     W 2001 roku w wypadku samochodowym zginęła Maria.

Wtedy wielką pomocą była dla nas Agnieszka Wilczyńska podtrzymując Grześka na duchu..Dla uczczenia pamięci swojej mamy dzieci postanawiają utworzyć Kapitułę pamięci pt.Ślad Mamy.Postanawiamy niezależnie gdzie jesteśmy zawsze spotykać się w dniu imienin i urodzin Marii.2 lutego zawsze jesteśmy z Grześkiem na Mszy Św.w naszym milanowskim kościele parafialnym. Dom prowadziła Ewcia wspólnie z  p.Aliną Zdanukiewicz.

 Grzegorz z Agnieszką nad Lemanem

 

Gregory miał 21 lat i był już na studiach, Oleńka miała lat 20 i zdawała właśnie egzamin wstępny na Uniwersytet Warszawski, Ewcia ( l. 17 lat) była w szkole średniej. Wkrótce uzyskała maturę i świetnie zdała na Uniwersytet Warszawski.
Cała trójka była dobrze przygotowana do samodzielności, pokończyli studia, zakotwiczyli się w Warszawie. Życie jakby wróciło do normy. Ola kontynuuje studia w Hiszpanii.

 

Gregory pisze do taty z Austrii

Gregory z Ewą i Marysią

 

Obie córki: Ola i Ewa zgodnie z tradycją polskich Ormian tak, jak ich starsze przyrodnie siostry są dobrze wykształcone, znają po kilka języków obcych, są tak, jak ich brat – instruktorami narciarstwa.

Od prawej - Ola i Grzegorz

Dzieci jeżdżą w zimie na narty do Austrii, w lecie uprawiają windsurfing. Poznaję Agnieszkę Klepacką. W 2004 roku Gregory zaprasza ją ażeby zamieszkała w Milanówku w sąsiednim, również, naszym domu - Grodeckiego 20.

Do nas do Milanówka przyjeżdża z Nowego Jorku Jurek Wajda-Celler

70-te urodziny Marka: Grzegorz pomiędzy Albrechtem Sandmaierem i Vitusem Bergerem

 

Grzegorz, Ewa, Ola – 2006r

 

Gregory odbył wiele zagranicznych praktyk, studiował też w Austrii. Gdy przyszedł do pracy w mojej firmie szybko okazał się świetnym menadżerem. Dlatego, za poradą dalekiego kuzyna – architekta Bohdana Paczowskiego, w 2007 roku, po 36 latach pracy w CIBA-GEIGY i siedemnastu latach prezesowania Milarowi przekazałem firmę memu jedynemu, ukochanemu synowi. Wraz z firmą dostał dziewięć nieruchomości do przyszłego podziału z siostrami.

 

Przekazanie firmy Grzesiowi – Milanówek 2007 (od lewej – Witold “Hrabia“ Ołpiński, małżonkowie Agnieszka i Jan Mostowscy, A.Sandmeier, Agnieszka Klepacka, V.Berger, X, prof. Brzozowski, Gregory ze złamaną ręką na maratonie kolarskim).