JASKÓŁKOWO                      

 

Całe letnie wakacje spędzamy najpierw w Poddębiu a potem w naszym letnim nadmorskim domku, w „Jaskółkowie” niedaleko Rowów i Poddębia. Ten domek wybudował nam p. Szczepan Szymański w szczerym polu, na ziemi odkupionej od Julii Pater na „siedlungu“ – w Objazda-Kolonii.

 

Wakacje w Poddębiu:


                    

 

 

 

 

 

Z wizytą w Gdańsku

 

 

 

 

  Jaskółkowo, 1990

 

Loty nad bałtycką plażą były dla dzieci dużą atrakcją, a dodatkowo okazją do zrobienia zdjęć na-szego Jaskółkowa, które rozbudowywaliś¬my i upiększali. Zdjęcia pokazują jak wyglądało w 1997 roku.

Gdy kolejne dzieci przechodziły z podstawówki do liceum coraz liczniejsze grupy ich koleżanek i kolegów przyjeżdżały do Jaskółkowa. Gościliśmy Karolinę Dziedzic (wnuczkę Stefana) z Zako-panego, Kubka („Ritę”) – Martę Kubińską, Funię – Karolinę Gołębiowską, Profesor – Agatę Brzo-zowską i wiele innych. A z czasem zarówno Grzesiek, jak i dziewczynki zamiast do Jaskółkowa wolały jeździć na obozy językowe w UK i na obozy sportowe – windsurfingowe i tenisowe. Jaskół-kowo się wyludniło. Wtedy zaczęli zjeżdżać do nas przyjaciele, znajomi, rodzina. Cieszyliśmy się wizytami Andrzeja Sochora i Tomka Wasiaka.

Z Jaskółkowa jedzie Gregory na obóz windsurfingowy do Łeby. Gdy Go tam odwiedzam, widzę Go opalającego się nad jeziorem Łebskim w otoczeniu koleżanek w stroju topless. Unaoczniło mi to, że czas dzieciństwa minął. Gregory doroślał, ale ciągle jest bardzo wesołym, sympatycznym chłopakiem – kiedyś nazywano takich chłopców urwisami. Jest pełnym dynamiki i pomysłów, we-soły i otwarty. Widzę Go, jak podrywa jakąś dziewczynę, podając się za reżysera filmowego.

Niedoświadczenie daje o sobie znać od czasu do czasu: jest bardzo łatwowierny, daje się nacią-gać, a nawet okradać.Z czasem do Jaskółkowa wpadały nasze dzieci już tylko okazjonalnie. Jednak Gregory zawsze obowiązkowo przywoził wszystkie kolejne poznane dziewczyny. Była Agnieszka i później Marysia.

A po latach przyjechała tu też K. Tej ostatniej Jaskółkowo się nie podobało, dla niej było zbyt prymitywnie, zbyt blisko natury, zbyt nudno. Po kilku dniach wyjechała i do dziś się nie pojawiła.

To jest ostatnie zdjęcie mamy Grześka z Jej czerwcowego pobytu w Jaskółkowie (rok 2001). Pusta plaża w Poddębie, lekko zachmurzone niebo, wietrznie – radośnie uśmiechnięta. Za ok. pół roku ma skończyć 50 lat, a wygląda dużo młodziej. Wyjechała na tydzień odpocząć od nawału pracy biurowej. Była przemęczona i zestresowana. Milar i szkoła, prowadzenie domu, dorastające córki w okresie buntu. Grzesiek wyniósł się już do Warszawy na studia, za chwilę to samo będzie z dziewczynkami. Niby zwykła kolej rzeczy, ale wymaga całkowitego zmienienia sposobu życia. Pewno o tym wszystkim myślała w Jaskółkowie. W kilkanaście dni później zginie w wypadku samochodowym. Po śmierci swojej mamy to tu w Jaskółkowie Gregory próbował pogodzić się z tym, co się stało i to tu umieścił pamiątkowy kamień. Tu zamawiał w Objeździe Msze Św. w Jej intencji. Już nigdy Jaskółkowo nie będzie takie, jak było z Nią.

 

Teraz cała parcela zarośnięta jest drzewami, można zbierać prawdziwki i koźlaki. Na pustą plażę jeździło się do Poddębia, a teraz do Czołpina. Ciepłe relacje mamy z sąsiadami:  mamą Julii – Reginą Turek i Heniem Zamościkiem, Arkiem Rydzewskim i innymi rówieśnikami naszych dzieci.

 


Domek po 20 latach.