Cyrhla

W dniach 18-19 września 2010 roku na Cyrhli w Zakopanem odbyły się uroczystości odsłonięcia i poświęcenia kamienia oraz tablicy upamiętniającej Grześka. Kamień pamięci posadowiony został przed Jego domem Cyrhla 2. Tablica została umieszczona w zewnętrznym krużganku kościoła parafialnego na Cyrhli. Poświęcenia tablicy i kamienia pamięci dokonali o.o. Marianie z Cyrhli.

 

Gości witał i wspominał Grześka Jego tata Marek Axentowicz. Odczytano też list nadesłany przez wychowawczynię Grześka ze szkoły średniej w Milanówku.

 

 

Cyrhla 18 wrzesień 2010 r.

Drodzy Państwo,

Nasza rodzinna dentystka pani doktor Godlewska, gdy Grzegorz schodził z fotela niezmiennie mi mówiła: „On to jest wielokrotnie ulepszona Pana wersja: te same gesty, te same miny, te same reakcje i zachowanie i uśmieszek, ale o ile przystojniejszy i mocniejszy” 

Marek i Ola, 2010 rok

Teraz, gdy czytam ten wykuty w kamieniu tekst: ”Pamięci właściciela tego domu – Cyrhla 2 Grzegorza Axentowicza 1980-2010. O świcie, we środę trzydziestego grudnia 2009 roku stąd wyszedł i już nie wrócił. Zginął w lawinie pod Rysami. Jedynemu synowi Tata, sierpień 2010 r.” – ciągle wydaje mi się, że to niemożliwe, że to nie jest prawdą. On przecież cały czas mi towarzyszy. Jest przy mnie. Dalej codziennie gadamy przez telefon o wszystkim, nawet o najbardziej intymnych sprawach – tak, jak do tej potwornej środy, gdy wbrew utartemu zwyczajowi nie zatelefonował, bo wiedział, że bym mu odradzał to wyjście w góry. Jak mi Go brak nie muszę mówić. Ale jego czułość, jego troskliwość, jego miłość, którą mi dał – trwa i nie przemija. Jest we mnie. Ofiarował mi i pozostała.

Mam nadzieję, że jakaś jej cząstka jest też w Was – tych, którzy tu zechcieli przyjechać. Zwłaszcza mam na myśli moje córki. A gdy i ja już odejdę – one przekażą to, co dał nam Grzesiek tę miłość Przeniosą na jego synków, dwie biedne małe istotki, półsieroty skazane na wychowanie przez zupełnie zagubioną matkę. Da Bóg, że z czasem się opamięta i unormuje nasze stosunki niegodnie zatrute nieuznaniem przez nią ostatniej woli Grześka. Tej normalizacji, że względu na, wnuki pragnę gorąco i proszę Was o pomoc w tej sprawie.

Na zakończenie pozwólcie, że przywołam dwa obrazy: Podczas corocznego wyjazdu na lodowiec wyleguję się na leżaku przed górną stacją kolejki na Kitzsteinhorn i nagle widzę jak jakiś szaleniec, bez kijków, ale z pękiem tyczek slalomowych na ramieniu i z wiertarką do robienia otworów na tyczki slalomowe rozpoczyna ostry zjazd z samego szczytu (ca 3300 m). 

 

   

  

 

 

Postać gwałtownie rośnie, dziwie się, bo ma na sobie taki strój jak nosi Grzesiek i za chwilę to właśnie On jest przy mnie. Zaimponował mi, a On uważał, że to nic wielkiego.

Pierwszy raz pomyślałem, że stał się mężczyzną. Drugie wspomnienie dotyczy wylotu na Rodos.

Stoimy ze sprzętem windsurfingowym w kolejce do odprawy wielkogabarytowych przedmiotów, Grzesiek odchodzi do jakiejś koleżanki, ja mam przesunąć się dalej, nie mogę podnieść desek, ktoś mi pomaga. A za chwilę wraca Grzesiek i podniósł te piekielne deski jak piórko. 

 

 

      Duma wtedy mnie rozpierała, – jakiego mam wspaniałego Chłopca! ”Taki promieniujący siłą, w świetnej formie, kochany – taki zostaje ze mną. Taki zostaje w naszej pamięci.

 

„Każdej myśli o Grzesiu nieodłącznie będzie towarzyszyć smutek, ale ucieszyła nas wiadomość, że jeszcze jedno miejsce – tablica pamiątkowa - będzie przypominać o Grzegorzu Axentowiczu.

To tu, w górach, w Tatrach, w Zakopanem Grzegorz miał swój drugi dom i w górach czuł się jak w domu. Tu uczył się jeździć na nartach, na łyżwach, od najmłodszych lat. Na Zimowych Spartakiadach Szkół Społecznych zdobywał puchary dla naszego Liceum, dla milanowskiego LOS-u, przez wszystkie cztery lata nauki. W szkolnych gablotach do dzisiaj stoją trofea zdobyte także przez siostry Grzesia: Olę i Ewę. Już, jako bardzo młody człowiek Grześ przyjeżdżał w góry, jako instruktor, pokazywać innym jak bezpiecznie i z klasą jeździć na nartach. Na stokach spotykał się z kolegami ze studiów, z przyjaciółmi, z rodziną. Znał góry jak mało, kto z milanowskiego liceum. I właśnie tutaj, góry otuliły Go śniegiem na wieczny sen.

Będziemy pamiętać Ciebie Grzesiu, jako uśmiechniętego i energicznego młodego człowieka, gdy już, jako nasz absolwent powracałeś do szkoły, bo wartością dla Ciebie byli przyjaciele, bo tu została część Twojego życia. W szkolnej pamięci zostanie Twoja inicjatywa ufundowania własnego stypendium socjalnego dla gorzej sytuowanego ucznia. Pierwszy absolwent - stypendysta Fundacji Grzegorza Axentowicza- zdał w tym roku maturę i podjął studia.

Wielką wartością w życiu Grzesia była rodzina. Wiemy, jak po śmierci mamy opiekował się siostrami: to On - świeżo upieczony absolwent liceum- zasiadał na wywiadówkach, jak rodzic.

Z radością i troską opowiadał, jak ważne dla niego było, by w święta i uroczystości cała rodzina była razem. I ostatnie spotkania na dwudziestoleciu liceum, gdy z dumą opowiadał o swoim synu - juniorze Axentowiczu, o jego chrzcinach. Dziś wiemy, że osierocił dwóch synów.

Grzesiu! Pozostaniesz w pamięci nauczycieli, dyrekcji, pracowników szkoły, kolegów. Przyjdziemy pod tą tablicę, gdy trafi nam się być w Zakopanem. W imieniu nas wszystkich z LOS-u- Twoja wychowawczyni Stanisława Przybyszewska - Czaj.

 

 

 

Kamień Pamięci przed domem na Cyrhli

 

Następnego dnia, w niedzielę 19.09.2010 r. w krużganku kościoła parafialnego na Cyrhli Ojcowie Marianie dokonali poświęcenia tablicy upamiętniającej Grześka.

Żeby nie było Mu smutno, że na murze kościelnym jest tylko Jego tablica, w 2013 roku ofiarowałem drugą tablicę poświęconą pamięci Ojców Marianów z Cyrhli.

Agnieszka i Marek przed ufundowaną tablicą

 

Rysy - góra, którą nienawidziłem "od zawsze"